wtorek, 23 maja 2017

Cień



Zapraszam do czytania książki, mojego autorstwa. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Jeśli tak, to proszę o przesyłanie dalej i komentowanie.
To dla mnie wielka szansa, z góry dziękuję za pomoc!

wtorek, 7 marca 2017

Chapter 12 - Za nas!


~dwa tygodnie wcześniej~

Wieczór w domu naszych "nowych" sąsiadów okazał się być milszy niż mogłabym przypuszczać. Justin był wyjątkowo spokojny i dobrze bawił się opowiadając Tucker'owi o naszych przygodach podczas zwiedzania państw, w których mieliśmy szansę się znaleźć dzięki jego pracy.
Kochałam go w takim stanie. Chłopięcy uśmiech i ten błysk w oku gdy mówił o mnie. Najwspanialszą rzeczą na świecie było słuchanie jak mówi, a każde jego słowo było przepełnione miłością do mojej osoby. Do końca życia będę dziękować bogu za to, że postawił na mojej drodze tego anioła.
- Nad czym myślisz Ness?
- Nad tym jak bardzo cię kocham.

*
Nasz nowy dom był ucieczką od starych problemów i miejscem zebrania tych nowych. Lecz dopóki mieliśmy siebie mieliśmy wszystko. Ale czy byliśmy gotowi na to?

Siedziałam z założonymi rękami na łóżku wlepiając wzrok w mały biały prostokącik leżący na szafce nocnej.
- Błagam tylko nie dwie kreski, jeszcze nie teraz.
Chciało mi się krzyczeć, płakać, a najchętniej to w geście rozpaczy wyjadłabym całe jedzenie z lodówki. Co na prawdę nie było dobrą oznaką.
- Kurwa - wyszeptałam gdy zauważyłam, że trzeci test ciążowy jaki zrobiłam wyszedł pozytywny.
Dotknęłam dłonią brzucha i skrzywiłam się na samą myśl, że wyrośnie tam nowe życie. Nie z powodu braku chęci posiadania dziecka, o nie... tylko to nie jest dobry czas. Louis od jakiegoś czasu wysyła mi pogruszki sms'ami. Nie zna naszego adresu ale na jak długo nas to ochroni? Boję się o małego bąbelka w moim brzuchu... nie chcę okazać się być gównianą mamą.
Moje przemyślenia przerwał dźwięk zamykanych drzwi. Justin musiał wrócić z zakupów...
- Kochanie nie było czekoladowych lodów więc wziąłem truskawkowe i waniliowe, bo nie wiedziałem na jakie będziesz miała ochotę - stanął w drzwiach sypialni, a mi zabrakło słów gdy zawsze mam ich aż za wiele - co się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.
- Ja...
- Ness nie czytam w myślach, proszę powiedz co się dzieje.
- Jestem w ciąży...
Szeroko otworzył usta i czym prędzej podbiegł do mnie. Ukląkł przede mną i chwycił moją twarz w dłonie.
- Przecież to wspaniale - wyszeptał gładząc mój policzek.
- Wcale nie Justin to nie jest czas na pieluchy, papki z marchewki i grzechotki. Jaką mogę byc mamą jeśli nie będę w stanie ochronić tej fasolki przed całym złem?
Jesteś najwspanialszą osobą jaką znam. Jesteś silna, mądra i potrafisz rozwiązać większość problemów. Żadne dziecko nie będzie miało tak wspaniałej mamy jak nasze.
- A jeśli coś się stanie? - zaczęłam płakać - Jeśli Louis zrobi ci krzywdę? Nie poradzę sobie bez ciebie.
- Nie martw się, musiał by się bardzo postarać żeby oderwać mnie od mojej rodziny.
Wtuliłam się w niego wciąż cicho szlochając, gdy już się trochę uspokoiłam poczułam jak Justin głaszcze mnie po brzuchu i cicho do niego szepcze : zaopiekuję się wami. Po czym najzwyczajniej w świecie zasnęłam.

Obudził mnie głos mojego narzeczonego.
- Mamo nie płacz.. Nic się nie stało.. Nie jestem martwy nie ważne co ci powiedzieli, chciałem cię przeprosić, że uciekłem kiedy mnie potrzebowaliście. Teraz rozumiem, że to co zrobiłem było złe, chciałbym móc ci to wynagrodzić i przedstawić bardzo ważną dla mnie osobę.. Chcesz przyjechać? Oczywiście zaraz podam ci adres... mogłabyś zabrać ze sobą dzieciaki? Tak mamo wiem, że już są duzi.. Minęło tyle czasu. Więc do rana.
Szybko zamknęłam z powrotem oczy udając, że śpię. Łóżko ponownie się ugięło i po chwili otuliły mnie silne ręce i po chwili znowu pogrążył mnie sen.

Tym razem spałam spokojniej, obudziło mnie dopiero światło dnia, które wdarło się przez okno. Wstałam powoli delikatnie dotykając brzucha:
- Dzień dobry bąbelku.
Wzięłam do ręki jeansy, białą koszulę oraz srebrne baleriny, które przywiozłam z Paryż'a gdy byliśmy tam ostatni raz.
Kiedy już się wyszykowałam zeszłam na dół napotykając tam kobietę o brązowych włosach i ciemnych oczach, oprócz niej stał tam Justin i dwójka nastolatków. Obydwoje mieli bardzo jasne włosy i prawie czarne oczy.
- Nie spodziewałam się, że będziemy mieli gości - powiedziałam przypominając sobie nocną rozmowę mojego narzeczonego, która jednak nie była snem tak jak przypuszczałam.
- Ness poznaj moją mamę i rodzeństwo. Ann i Isaac - tym razem wskazał na mnie ręką - A to moja przyszła żona Vanessa.
Podeszłam do nich bliżej uśmiechając się. Justin objął mnie ręką i pocałował w czoło.
- A tu - wskazał palcem na mój brzuch - jest moje dziecko.
- O mój boże... - wyszeptała mama Justina prawie płacząc. Podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła - Dziękuję, sprowadziłaś moje dziecko z powrotem do mnie i dałaś mu szansę na własną rodzinę. Nigdy nie będę w stanie ci się odwdzięczyć.
- Pani syn to wspaniały mężczyzna - wyszeptałam - bardzo go kocham.
Brunetka uśmiechnęła się do mnie szeroko, po czym ponownie mnie uściskała gratulując zajścia w ciąż, co nadal było dla mnie nie małym szokiem.
- Może zostaniecie na obiad? Mogę przygotować większe porcję. Jestem pewna, że moi przyjaciele również będą bardzo chcieli was poznać.
- Z chęcią, nie wiemy jednak ile będziemy mogli zostać. Mamy sporą drogę powrotną.
- Mamo.. Nie chcielibyście zostać parę dni? Mamy dodatkowe sypialnie i jutro będę jechał po garnitur, potrzebuję małej pomocy w kwestii ubioru.
- Co wy na to dzieciaki? - zapytała, a oni tylko pokiwali głowami na znak, że się zgadzają.
- Skoro ty i twoja mama macie już na jutro plany, to Ann i Isaac co powiecie na to żeby pojechać jutro ze mną na wielkie zakupy? - spytałam z nadzieją - Potrzebujemy jeszcze paru mebli i dekoracji do domu, a coś mi się wydaje, że macie wspaniały gust.
- A pojedziemy do galerii? Wczoraj wyszła nowa gra i chciałbym ją zobaczyć?
- Isaac nie mamy tyle pieniędzy przy sobie - powiedziała brunetka patrząc przepraszająco na syna. Ten zrobił smutną minę i było widać, że zniechęcił się do wyjazdu. Nachyliłam się do niego, szepcząc mu na ucho: Nie martw się, myślę, że mój budżet na dekoracje nie ucierpi znacznie jeśli kupimy tą grę.
Blondyn uśmiechnął się w moją stronę i nawet nie potrafię określić słowami jak bardzo jest w tym momencie podobny do swojego starszego brata. Jednak jego siostra nie wyglądała na przekonaną.
- Też masz jakieś specjalne życzenia?
- Nie, mam wszystko czego potrzebuję - odpowiedziała nieufnie.
- Za dwa dni wybieram się z moimi przyjaciółkami po suknie dla druhen. A skoro twój brat w końcu odważył się do was zadzwonić może chciałabyś też nią zostać... oczywiście nie naciskam, to tylko propozycja.
- Na prawdę? - spytała - Chcesz żebym była twoją druhną?
Zerknęłam na Justina, który patrzył się na mnie z miłością i uwielbieniem. Wiedziałam, że zależy mu na tym żebyśmy się dogadali i miałam zamiar to zrobić.
- Oczywiście Ann, będziemy rodziną.
- Nie wolisz na to miejsce kogoś ze swojej rodziny?
I nagle coś pękło, uśmiech zszedł z mojej twarzy, a oczy zaszły mgłą. Ja już nie mam rodziny... Rodzice nie zobaczą jak wychodzę za mąż, a Josh nigdy nie zaprowadzi mnie do ołtarza. Spojrzałam błagająca na Justina, a on momentalnie zjawił się przy moim boku.
- Ness już nie ma nikogo malutka, teraz my musimy być dla niej rodziną. Ty, Isaac, Mama, ja i bąbelek.
- Przepraszam, nie chciałam żebyś byłą smutna - powiedziała patrząc na czubki butów.
- Nie przejmuj się, będę zaszczycona jeśli zostaniesz moją druhną.
- Ja też będę bardzo szczęśliwa z tego powodu - wymamrotała przytulając się do mnie.

Po naszej rozmowie, obiedzie, który przeciągnął się do samego wieczora mogłam patrzeć na moją małą wspaniałą rodzinę. Rodzeństwo Justina to wspaniali młodzi ludzie, było po nich widać, że cieszą się z powrotu brata. Tak jak i on. Jego mama była przemiłą kobietą, która doświadczyła w życiu wiele złego, jednak była waleczna. Już teraz wiem po kim Juju to ma. Nasz dzień przebiegał idealnie do momentu, w którym kolejna wiadomość od Louis'a nie przywróciła mnie do rzeczywistości.


"Jeszcze po ciebie przyjdę, obiecuję - Louis"

środa, 20 maja 2015

Chapter 11 - Tylko Ty


- I jak ci się podoba nasz nowy dom? - spytałam mając nadzieję, że mój narzeczony się w końcu do mnie odezwie.
Od ponad godziny milczy i wpatruje się w ścianę jakbym zrobiła coś niewiadomo jak złego. Usiadłam obok niego i położyłam rękę na jego ramieniu. o przyznaję trochę przegięłam, mogłam mu powiedzieć ale i tak by się nie zgodził, a tutaj chodzi o jego bezpieczeństwo. Co niby miałam zrobić?
Niall się postarał. Kupili dwa domy na obrzeżach miasta, jeden dla mnie i Justina, a w drugim mieszka Tuck, Em, Zayn i Liv. Huf wprowadził się tylko i wyłącznie dlatego żeby mieć na mnie oko i zapewnić bezpieczeństwo Olivi, która od ostatniego czasu dostaje pogróżki.
Nachyliłam się nad uchem bruneta i delikatnie przegryzłam jego płatek.
- Nie złość się... teraz będziemy mogli być tylko sami - szeptałam kreśląc kółka na jego karku.
- Mogłaś mnie uprzedzić.
- Wtedy niebyło by niespodzianki.
- Skąd wzięłaś na to pieniądze? 
- Miałam oszczędności, szykowałam to od dawna - Ness... zawodowy kłamco - a skoro Tucker i Emily już z nami nie mieszkają możemy robić co nam się chce.
- Wszystko czego chcemy? - spytał unosząc jedną brew.
- Mhm - wymruczałam przyciskając swoje usta do jego obojczyka - wszędzie gdzie będziemy chcieć.
- Przekonałaś mnie.
Powiedział po czym okręcił mnie tak, że leżałam pod nim, a jego usta już swobodnie mogły złączyć się z moimi.

~ Louis~
Stałem już od paru godzin pod domem Vanessa'y i muszę przyznać, że nieźle mnie oszukali. Ten mały aniołek już nie raz pokazał rogi ale teraz mogę szczerze powiedzieć, że poszła na całość. Przeprowadzka... całkiem dobry pomysł ale czy łudziła się, że ich nie znajdę?  Niall na pewno coś wie i jeśli go przycisnę będzie śpiewał jak kanarek. Uśmiechnąłem się pod nosem i napisałem do niej wiadomość. Odłożyłem na boczne siedzenie telefon i wciskając gaz do dechy, odjechałem stamtąd z piskiem opon. 
Wróciłem do swojego nowego mieszkania wpatrując się na ścianę, na której widniały wszystkie miejsca, w które najczęściej chodzi. Kawiarnia, biblioteka, sklep obok jubilera, w którym kupiłem jej pierścionek i jej ulubione miejsce... park naprzeciwko mojego mieszkania. Przypadek? Nie wydaje mi się. Mój plan jest zbyt doskonały.
Pamiętam jak Niall powiedział mi, że już nie jestem ich Louis'em ale kto by był? Przeszedłem w życiu przez różne gówna ale więzienie okazało się prawdziwym piekłem. Nadal zastanawiam się co by było gdyby to on wygrał ten wyścig, a nie ja. Może nadal byłbym z Vanessą, a to pieprzony Bieber siedział by w pudle. Mogło potoczyć się tak jak chciałem lecz coś nawaliło i z dnia na dzień jestem coraz bardziej pewny, że tym czymś byłem ja. I choć czuję się jak psychicznie chory człowiek, niemały agresor i jeszcze większy dupek chciałbym móc porozmawiać z moją narzeczoną... byłą narzeczoną. Pragnę jej wszystko wyjaśnić i już nawet nie wiem na co liczę. Chcę by znów była moja i zrobię wszystko by to osiągnąć.

~Justin~
O boże... ale ta dziewczyna mnie rozpala. Leżeliśmy w naszej nowej sypialni i muszę przyznać, że świadomość tego, że nikt nie wpakuje nam sie znienacka do pokoju jest niesamowicie przyjemna. Ucałowałem jej dłoń i nagle cała złość jaką dzisiaj czułem nagle znikła. Przyznaję fakt, że zapomniała mi powiedzieć, że się przeprowadzamy był nie małym szokiem ale to, że będziemy nareszcie mieszkać sami był jeszcze większym zdziwieniem. Trochę się tego obawiam, bo jeszcze nigdy nie było nam dane mieszkać sam na sam przez dłuższy okres czasu ale przecież jestem Justin Bieber. Nie takie rzeczy już robiłem.
- Rozumiem, że już się na mnie nie gniewasz.
- Jeśli mój gniew oznacza kolejny szybki numerek to jestem okropnie zły - powiedziałem poważnym głosem, a dziewczyna tylko się zaśmiała.
- Panie Bieber, czy pan się aby nie zapędza z prośbami?
- To nie jest prośba kochanie - nachyliłem się w jej stronę delikatnie całując ją w usta.
- Uwielbiam gdy jesteś taki stanowczy.
Jej uśmiech był zaraźliwy i po raz kolejny tego dnia nie mogłem się powstrzymać przed rzuceniem się na nią.

Mimo tego, że nasze wcześniejsze zajęcie strasznie mi się podobało nadszedł czas na rozpakowanie do końca naszych rzeczy. Przeniosłem wszystkie swoje dokumenty, kontrakty i inne papiery do swojego nowego gabinetu, który jak sądzę urządziła Ness. Na środku pomieszczenia stało duże biurko z stojącą na nim lampką i ramką ze zdjęciem, które zostało zrobione chyba rok temu. Widniała na nim moja uśmiechnięta od ucha do ucha narzeczona i ja. Wtedy jeszcze jako tylko jej przyjaciel. Ciemne ściany były pokryte czarnobiałymi fotografiami. Uwielbiam patrzeć na nasze wspólne zdjęcia i ten pomysł od razu mi się spodobał ale i tak najlepszy w tym pokoju jest napis na ścianie "Byś zawsze pamiętał, że masz do kogo wracać". Postarała się tym razem, z resztą co ja gadam. Ona zawsze się stara tysiąc razy bardziej niż inni. Już taka jest.
- Justin! Możesz pomóc mi z tymi pudłami?
- Już biegnę kochanie.
Szybkim krokiem zszedłem po schodach i zabrałem od brunetki dwa ciężkie pudła. 
- Gdzie to zanieść?
- Do mojej nowej biblioteczki.
- Znowu wykupiłaś połowę księgarni? - zapytałem śmiejąc się pod nosem.
- Może...
Pokiwałem z niedowierzaniem głową, po czym ruszyłem w stronę pokoju, który znajdował się zaraz obok naszej sypialni. Postawiłem tam kartony i poustawiałem na regałach książki. Ta dziewczyna ma ich już chyba z 300 i nadal je kupuję ale to jeszcze nic dziwnego. Bo największym zaskoczeniem jest to, że wszystkie są przeczytane. Znajdują się tu pierwsze wydania, nowe biografie, masa romansów, dział specjalnie poświęcony fantastyce. Odwróciłem się do tyłu zauważając Ness z nowymi pudłami. Nie rozumiem tego zamiłowania do książek ale gdy patrzę na nasz podjazd, na którym stoi pięć samochodów zaczynam powoli rozumieć. Oczywiście moich cudownych samochodów byłoby o wiele więcej gdyby nie fakt, ze już nie mam gdzie nimi parkować. 
- Tak w ogóle to co to za pokój na końcu korytarza?
- Emm.. na razie to schowek ale potem - powiedziała drapiąc się po głowie - może jak go zobaczysz to sam się domyślisz.
Chwyciła mnie za rękę i razem powędrowaliśmy do nieznanego mi pomieszczenia, dziewczyna otworzyła przede mną drzwi dzięki czemu ujrzałem niebieskie ściany z namolowanymi samochodami, puszysty dywan i wielkiego misia w kącie. Pokój dziecięcym? ale po co... cholera.
- Czy masz mi coś do powiedzenia? - zapytałem unosząc jedną brew.
- Broń boże, to nawet nie był mój pomysł. Po prostu Emily i Tucker zrobili sobie z nas mały żart i powiedzieli, że to pierwsza część naszego ślubnego prezentu.
Poczułem się trochę zawiedziony. Nie chodzi o to, że jakoś strasznie chcę mieć synka albo córeczkę ale gdyby Vanessa była w ciąży pewnie byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Tylko czy byłbym na to gotowy?
- To miłe z ich strony - powiedziałem żeby uspokoić dziewczynę, która stała podenerwowana wyczekując na moją reakcję.
- Myślałam, że się przestraszysz.
- Niby czego? I tak mam zamiar spędzić z tobą całe życie, dziecko niczego by nie zmieniło. W pierwszej chwili gdy zobaczyłem ten pokój byłem w szoku ale potem zacząłem się cieszyć, no przynajmniej dopóki nie powiedziałaś, że to tylko prezent.
- Czyżby mężczyzna mojego życia chciał założyć prawdziwa rodzinę?
- Z panią to mógłbym nawet lecieć w kosmos.
Objąłem ją ramionami całując ją w nos. Oparłem swoje czoło o jej i bezczelnie wpatrywałem się w jej oczy gdy jej policzki płonęły żywym ogniem. Kocham gdy się rumieni.
- Dostaliśmy zaproszenie na kolację od naszych sąsiadów.
- Em nauczyła się gotować? - zapytałem zdziwiony, nadal czując w ustach okropny smak jej "popisowej" zupy z warzywami.
- Tym razem to Olivia przyrządza kolacje. Chce nam podziękować za to, że zgodziliśmy się na to, by mieszkali obok nas.
- Czyli miałaś w tej kwestii coś do powiedzenia?
- Dom Tuck'a i Emily jest większy więc wiedziałam, że nie będą chcieli w nim mieszkać sami, a powoli miałam dość Tuckera wchodzącego do naszego pokoju gdy zaczynało się robić ciekawie więc zaproponowałam wspólne mieszkanie Niall'owi ale odmówił. W między czasie Em wygadała się Liv i zadzwoniły do mnie pytając się o zgodę. Nie miałam serca odmówić zwłaszcza gdy wzięłam pod uwagę to, że Zayn jest w ciężkiej sytuacji i to, że zaoferował nam swoją pomoc gdyby Louis się pojawił.
- Nie potrzebuję niczyjej pomocy by cię  ochronić.
- Wiem ale to ja potrzebuję pomocy by chronić Ciebie.
- Ładnie to wymyśliłaś, wciąż mnie zadziwiasz.
- Ale to jeszcze nie koniec niespodzianek... Bo stwierdziłam, że jeśli bierzemy ślub w Bradford można by było zaprosić trochę więcej osób.
- Czyli ile? - zapytałem wzdychając
- Troszeczkę ponad sześćdziesiąt.
- To nie tak dużo.
- I nie wiem jak wygląda twoja rodzina więc ich nie liczyłam.
- Nie będziemy ich zapraszać.
- Justin.
- Nie i koniec! - krzyknąłem - oni nie mają syna już od prawie piętnastu lat. 
- Jak chcesz! Spokojnie, nie będę cię do niczego zmuszała - powiedziała unosząc ręce w geście poddania się. 
Odwróciła się na pięcie i tyle ją widziałem. Nie myśląc nad niczym pobiegłem za nią i chwytając ją za rękę zmusiłem ją do tego by na mnie spojrzała. 
- Ty, Tucker i Emily jesteście moją rodziną. Nie wracajmy do przeszłości. Teraz liczysz się tylko ty. Zawsze tylko ty.

***
jeśli podoba wam się nowy rozdział zostawcie komentarz.
Więc... 
czytasz = komentujesz
Liczę na jakiś odzew z waszej strony i przepraszam za tak długą przerwę :)

niedziela, 1 marca 2015

SAVIOR

Coś całkiem innego :)
Zapraszam na nowego bloga z Matty'm Healy'm.

Muszę przyznać byłem chujowym dzieciakiem, jeszcze gorszym nastolatkiem, a potem to już nawet słów brakło by opisać mnie w paru słowach.
Jestem niewychowanym typem, chorującym na samouwielbienie i chamstwo. Pieprzonym prorokiem, łaskawcą tego świata, który uwielbia bawić się w boga. Jestem największym kutasem tego świata i czuję się z tym rewelacyjnie. Tak samo jak tamtego dnia...
Ale potem się coś zmieniło od tamtego dnia coś we mnie pękło... nagle poczułem wielką potrzebę. Potrzebę bycia czyimś zbawicielem.

Mam nadzieję, że wpadniecie tam, zostawicie jakieś komentarze no i oczywiście będziecie dalej czytać xd To opowiadanie będzie inne niż wszystkie, nie będzie tyle miłości ale nadrobię to akcją, pościgami, strzelaninami i innymi rzeczami. Będą tam sceny drastyczne i te może mniej okrutne ale też znajdzie się miejsce na jakiś romans ;) Mam nadzieje, że wam się spodoba :*

niedziela, 11 stycznia 2015

Chapter 10 - Kochałam dwie osoby na raz

Jesienny dzień spędzony w samym sercu Aten nie byłby dla mnie niczym niezwykłym gdyby nie fakt, że spędzałem go z najpiękniejszą dziewczyną, kobietą, jedyną wybranką mojego serca. W skrócie mówiąc z moją cudowną Vanessą, która zafascynowana podziwiała tutejszą architekturę.
Od paru dni męczyły ją koszmary, przestała jeść i była rozkojarzona. Całe to zamieszanie i zmianę humoru tłumaczyła jako stres przed przygotowaniami do ślubu ale ja wiedziałem, że kryje się za tym coś jeszcze. Więc gdy tylko moje oczy mogły się nacieszyć widokiem jej uśmiechniętej twarzy momentalnie dzień stawał się trzy razy lepszy. 
Byliśmy jak każda normalna para turystów. Zakochani wśród tłumu zwiedzających, robiliśmy zdjęcia, oglądaliśmy miejskie sklepiki i smakowaliśmy tutejszych potraw. Nie wyróżnialiśmy się z tłumu. 
To miła odskocznia. W Doncaster każdy mnie zna i przez to skreśla z listy przyjaciół także i moją narzeczoną. Za każdym razem widzę te pogardliwe spojrzenia w sklepach, opiekuńcze matki, które odciągają swoje dzieci z mojego pola widzenia. Ludzie tam nie rozumieją, że robiłem to by przetrwać. Nie wiedzą jak to jest całe życie liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Oceniają mnie swoją miarą, a prawda jest taka, że gdyby byli postawieni w mojej sytuacji byli by zmuszeni do robienia tych samych rzeczy. Jedyną osobą, która to zaakceptowała do tej pory była Ness. Tuck i Em nie do końca mnie rozumieli ale po czasie pogodzili się z faktem, że mieszkają pod jednym dachem z mordercą. I w przeciwieństwie do tego co mówią inni o braku mojego serca i zerowej odpowiedzialności za swoje czyny, wydaje mi się, że zapłaciłem za nie już wystarczającą karę. Też mam wyrzuty sumienia ale nie zabijałem dla przyjemności, robiłem to by przeżyć.
- Justin patrzy! - wskazała ręką na ludzi tańczących pośrodku dużego placu.
Chwyciłem jej rękę ciągnąc ją w stronę tłumu. Oplotłem ją ramionami kołysząc się w rytm muzyki, ona tylko chichotała rozglądając się na boki. Wyglądała jak anioł, który spadł prosto z nieba.
Jej niebieskie oczy, idealne usta podkreślone czerwoną szminką, rozwiane brązowe włosy. Wpiłem się z zachłannością w jej usta, a dookoła nas muzyka ucichła, tłum zniknął byliśmy tylko my dwoje.
- Bardzo cię kocham - wyszeptała. 
- Ja ciebie też skarbie... ja ciebie też.
Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Widziałem w nich tylko jedno miłość. A może tylko tyle chciałem widzieć.
- Nie zostawisz mnie prawda? - spytała drżącym głosem. 
Przytuliłem ją mocniej nie wiedząc co mam zrobić. Czy kiedykolwiek dałem jej do zrozumienia, że chcę odejść? Walczyłem o nią tyle czasu. Chciałem być przy niej zawsze, cholera nadal tak bardzo tego chcę.
- Nigdy kochanie.
- Możemy już stąd iść?
- Jeśli tylko chcesz.
Pokiwała potwierdzająco głową. Ująłem jej rękę i pozwoliłem się prowadzić do wielkiego sklepu. Nawet nie przeczytałem nazwy.. po prostu chciałem usiąść przed przymierzalnią, przytakiwać głowa i wyjść stamtąd jak najszybciej. Zacząłem czytać jakiś magazyn, może bardziej oglądać obrazki bo wszystko było napisane w innym języku.
Podniosłem wzrok i oniemiałem. Przede mną stał anioł.

~P.O.V. Ness~

Wygładziłam materiał sukni, która była w połowie wykonana z koronki. Plecy były odsłonięte, a dekolt oprawiony w małe perły. Czułam jak fale materiału ocierają się o moje stopy. Wzięłam głęboki oddech wychodząc z przymierzalni. Justin siedział jak zwykle z gazetą w ręku nie zwracając uwagi na to co dzieje się dookoła. Odchrząknęłam znacząco, a on nareszcie podniósł na mnie wzrok.
Chciał odchylić się do tyłu przez co zleciał z krzesła, na którym siedział.
Po całym sklepie rozniósł się mój głośny śmiech kiedy wpatrywałam się w mojego narzeczonego, który prawie nieprzytomny leży na podłodze. Stanęłam nad nim pomagając mu wstać.
- Czy to jest... - zamilkł na moment.
- Suknia ślubna - podpowiedziałam mu, a on zaczął rozglądać się na boki.
- Nie zauważyłem, że wchodzimy do sklepu z sukniami.
Pocałowałam go w czubek nosa, a on ułożył swoje ręce na moich plecach. Oparł swoje czoło o moje i głośno westchnął.
- Prawdziwy ze mnie szczęściarz.
- Nie mogę zaprzeczyć - opowiedziałam żartobliwie - I jak ci się podoba?
Okręciłam się dookoła przybierając pozę prawdziwej modelki.
- Jest piękna, ty jesteś piękna... - mamrotał.
- Mam przymierzyć jeszcze inne?
- Nie - powiedział dość głośno - znaczy nie musisz, bo w tej wyglądasz jak anioł... prawdziwy anioł.
Uśmiechnęłam się szeroko, wszystkie złe myśli, które towarzyszyły mi odkąd opuściliśmy Doncaster nagle zniknęły. Byłam szczęśliwa... chyba po raz pierwszy od paru dni. Nie dlatego, że byliśmy z dala od domu, że byliśmy bezpieczni czy nawet dlatego, że spełniały się moje marzenia. Byłam szczęśliwa bo byłam obok niego. Obok osoby, którą kocham ponad własne życie.
Żałuję tylko jednego... że tak późno zrozumiałam, że to właśnie jego kocham. Zaoszczędziła bym na tym sporo zawodów miłosnych, czasu i wylanych łez przez nikogo innego jak sam Louis Tomlinson.
Żałuję, że nie mogę porozmawiać z Lou, bo wcześniej widziałam szansę na zwykłą znajomość. Przeżyliśmy razem dobry kawałek życia i na prawdę go kochałam. Ale kiedy zaczął być niebezpieczny nie mogłam na to pozwolić własnemu sercu. Musiałam go z niego wypchnąć jak najszybciej się dało. Pokochałam drugi raz. Czy to zbrodnia? Czy ja nie zasługuję na szczęście?
- Lubię kiedy się uśmiechasz - wyszeptał całując mnie w skroń.
- Trzeba jeszcze wybrać gdzie ślub się będzie odbywał - powiedziałam przypominając sobie, ze zostało niewiele czasu. Zaledwie parę miesięcy.
- Myślałem o Bradford.
- Dlaczego akurat tam?
- Tam pokochałem cię bezgranicznie. W noc twojego porwania kiedy modliłem się o to żebyś nadal była żywa. Tak bardzo się bałem, że nie zdążę ci powiedzieć jaka jesteś dla mnie ważna. Że odejdziesz sądząc, że to Louis jest twoją jedyną miłością, a tak na prawdę nie wiedziałaś, że to ja kochałem ciebie bardziej.
- Czekałam tam na ciebie - powiedziałam dotykając jego policzka - od razu wiedziałam, że mnie znajdziesz.
- A gdybym nie przyjechał?
- To byłabym pewna, że wybrałam zły moment.
- Jaki zły moment?
- Żeby zakochać się w dwóch osobach na raz. Szczerze dziwiłam się Alex, że będąc w związku z chłopakiem mogła pokochać kogoś innego ale kiedy cię zobaczyłam, zrozumiałam... Tamtego wieczoru kiedy chciałeś mnie zabić - zrobiłam cudzysłów w powietrzu - mój rewolwer nie miał naboi, bo wiedziałam, że nie zrobisz mi krzywdy.
Chłopak podniósł pytająco brew i uśmiechnął się szeroko.
- Ufałam ci cały czas ale chyba nie chciałam w to wierzyć. Uciekałam od ciebie jak daleko się dało ale cały czas mnie ciągnęło w twoim kierunku. Tak jak teraz - wymamrotałam przysuwając się bliżej - tylko jest podstawowa różnica. Teraz jesteś mój.
- A ty moja... długo musiałem na ciebie czekać ale było warto, by zobaczyć cię w tej sukni.
- Jesteśmy jedną z najbardziej dziwnych par na całym świecie - zaśmiałam się pod nosem - przeżyliśmy porwania, sytuacje z bronią, pościgi, szantaże, wyścigi i wiele innych. I nadal jesteśmy tak samo blisko jak pierwszego dnia naszego związku.
- Może i nie jesteśmy normalna parą ale za to już nic nie może nas rozdzielić...
Uśmiechnęłam się opierając swoje czoło o jego ramię. 
Masz racje Justin... nic nie może nas rozdzielić nawet sami bogowie... Choćbym miała sprzedać własną duszę samemu diabłu, by móc cię zatrzymać przy sobie zrobiła bym to. Nikt ani nic... Razem przez burze, razem aż do końca.


***
Nowy rozdział trochę inny jak reszta.
Ostatnio nie mam jakoś pomysłu na dalsze rozdziały ale staram się jak mogę.
więc jak zawsze:
3 komentarze = nowy rozdział
i widzimy się niebawem.

wtorek, 30 grudnia 2014

Chapter 9 - Koniec jest zaledwie początkiem

Po wysprzątaniu całego domu z resztek jedzenia, które walały się dosłownie wszędzie, wróciłam na górę do sypialni, w której mój narzeczony już na pewno spokojnie chrapał. Uchyliłam po cichu drzwi nie chcąc go budzić ale to nie było konieczne. Westchnęłam głośno zauważając go palącego na balkonie, podeszłam do niego wolnym krokiem wyrywając mu z ręki papierosa. On spojrzał na mnie oburzonym wzrokiem ale zaśmiał się kiedy już spokojna zaciągnęłam się dymem patrząc na sąsiednie domy. 
- Urwanie głowy z tyloma ludżmi, co nie?
- Nawet nie wiesz jak wielkie - zachichotałam oddając mu papierosa - Mam do ciebie taką sprawę...malutką, serio.
- A więc słucham - powiedział siadając na jednym z krzeseł znajdujących się na balkonie.
Usiadłam mu na kolanach, kładąc głowę na jego barku, po czym przełknęłam ślinę chcąc przygotować się na jedną z bardziej poważnych rozmów.
- Chciałabym gdzieś wyjechać.. przynajmniej na tydzień - Ness tylko nie mów mu nic o Louis'ie ~ powtarzałam sobie - może do Włoch albo na Hawaje.
- Przecież dopiero co wróciliśmy, mam parę spraw do załatwienia w mieście nie wiem czy uda mi się wyrwać. 
- Ostatni raz... Potem będzie trzeba zacząć myśleć o ślubie. To może być nasza ostatnia szansa by się wyszaleć.
- Sugerujesz, że się ze mną nudzisz? - zaśmiał się całując mnie w czubek głowy.
- Skądże. Chcę tylko spędzić ostatnie chwile wolności z pewną osobą, którą kocham nad życie.
- Ktoś z nami jeszcze jedzie?
Klepnęłam go w ramie, chichocząc razem z nim. Przytuliłam się mocniej całując jego obojczyki.
- Muszę się spytać Tuck'a czy załatwi dwa zlecenia za mnie. Jeśli się zgodzi możemy jechać jutro po południu. 
W duchu skakałam jak mała dziewczynka. Nie z powodu wyjazdu czy odpoczynku... tylko już nie będę musiała się martwić o to, że mój narzeczony jest w niebezpieczeństwie. Znaczy wiem, że ma wrogów, którzy mogą go dorwać równie dobrze i na końcu świata ale mój były już nie stanowi dla niego żadnego zagrożenia. 
Chłopa wstał trzymając mnie na rękach. Zaniósł mnie do środka, położył na łóżku po czym wolnym krokiem skierował się w stronę pokoju Tucker'a. Z szafki nocnej podniosłam telefon, na którym wyświetlały się trzy nieodebrane wiadomości od nieznajomego numeru.


"Nie ładnie tak nie zapraszać swojego narzeczonego na kolacje rodzinną"

Moje serce mimowolnie przyśpieszyło, a oddech ugrzązł mi w gardle...

"Myślałaś, że w swoim pałacu ze szkła jesteś bezpieczna?"

"Ktoś zapłaci życiem za nasze błędy... teraz zgadnij kto"


Łzy kapały bezpośrednio na podłogę tak, że niemal mogłam usłyszeć uderzenie ich ciężaru na drewnianych płytach. Mój płacz przerodził się w głośny szloch. Siedziałam zasłaniając usta, a moje ciało trzęsło się jakby w pokoju było -30. Strach po chwili przerodził się w złość. Ścisnęłam mocniej komórkę i miałam ochotę ją roztrzaskać o ziemię. W chwili opanowania wystukałam mu odpowiedź po czym zaśmiałam się pod nosem.

~P.O.V. Louis~


Piłem już szóste piwo nadal czekając na wiadomość od Vanessa'y. Myślała, że może sobie odejść tak po prostu po tym wszystkim? Byłem wyrozumiały. Rozumiałem to, że ma mi za złe wyścig ale do cholery jasnej to nie ja zabiłem Josh'a! Nawet go lubiłem. Był całkiem w porządku więc traktowałem go jak jednego z nas. Dla niej byłem nawet w stanie znieść tego kutasa, który przypałętał się w najmniej korzystnym dla mnie momentem. No dobra, pomógł ją odszukać i ocalić ale to nie zmienia faktu, że jest idiotą, podrywaczem, zabójcą... no właśnie. ja nie umoczyłem nawet rąk we krwi jej brata i jestem już skreślony. Pierdolony Bieber zabija parę osób ale jest miłością jej życia... bla bla bla. I gdzie tu jest sprawiedliwość? Niall tłumaczył mi jak to się zmieniła przy nim, że jest ciągle uśmiechnięta i nareszcie odżyła, po tym wszystkim. Szczęśliwe zakończenia jej się marzyły. Małolata się przeliczyła, nie jestem jakimś głupim szczeniakiem, którego można tak po prostu odrzucić kiedy jej się tylko chce. Wszyscy mnie tak potraktowali. Zayn przywłaszczył sobie moje auto i uciekł podkulając ogon. Zasrany tchórz powiedział Niall'owi, że nie chce mieć ze mną nic do czynienia, bo zraniłem tak na prawdę jedyną osobę, która mogła wyciągnąć mnie z tego gówna, w którym się otaczam. Ciekawe czy gdybyśmy spotkali się twarzą w twarzą nadal byłby taki mądry. Przecież, to on mówił, że ta dziewczyna sprowadzi na nas wszystkich kłopoty, a teraz zrobił się taki waleczny? Rycerz na białym koniu, który che ratować damę w opałach?
Moje przemyślenia przerwał dźwięk otrzymanej wiadomości. Moje oczy mimowolnie rozszerzyły się ze zdziwienia kiedy zacząłem to czytać...

"Wydaje ci się, że się ciebie boję? Jesteś zasranym tchórzem! Jedyną rzecz na jaką
możesz ode mnie liczyć to kopniak w dupę i powrót tam gdzie twoje miejsce.
Myślisz, że takie groźby nie są karalne? Niespodzianka kutasie.
Jeśli go tkniesz i spadnie mu choć jeden malutki włos z głowy osobiście wpakuję 
cię z powrotem za kratki i już tam zostaniesz.
Z dobroci serca daję ci ostatnią szansę na spierdolenie gdzie pieprz rośnie
i zniknięcie na zawsze z mojego życia.
Albo... Ta propozycja będzie bardziej bolesna.
Kolejna niespodzianka.. mój dom jest przepełniony bronią więc jeśli się do nas zbliżysz
bez zastanowienia wpakuję ci kulkę w serce i uwierz.
Nie uronię nawet łzy. Bo dość ich przez ciebie wylałam. Mam nadzieję, że zrozumiałeś"

Zaśmiałem się pod nosem z niedowierzaniem kręcąc głową. Zrobiła się okropnie charakterna. Już wcześniej była nie do wytrzymania ale teraz współczuję Bieber'owi jeśli musi znosić jej takie humory codziennie. Odchyliłem do tyłu głowę słysząc śmiechy pijanych ludzi, którzy biegali jak opętani po całym klubie. Obok mnie siedziała piękna blondynka, niestety na jej palcu widniała złota obrączka. Mój honor nie pozwalał mi na tani podryw skierowany w jej stronę... Za mało wypiłem, a szkoda... Położyłem na barze pieniądze za piwa, po czym wyszedłem na parkiet zauważając tam całkowicie pijaną dziewczynę. Była względnie ładna i prawie naga. Alkohol zrobił swoje nim się obejrzałem moje ręce były przyklejone do jej ud, a do ucha szeptałem jej jak bardzo mnie pociąga.
- Skarbie - wychrypiałem - dzisiaj się zabawimy... muszę o kimś na chwilę zapomnieć, dopiero potem zacznę wojnę.

***
Mam nadzieję, że nowy rozdział wam się spodoba. Muszę przyznać, że miałam wielki
problem z napisaniem go bo nie miałam weny i zapału.
Ale wydaje mi się, że ten wyszedł całkiem w porządku i jest w nim Louis więc 
większości z was powinien przypaść do gustu xddd
Tak jak zawsze:
3 komentarze = nowy rozdział
i jeszcze chciałam wam życzyć szczęśliwego nowego roku!
wielu nowych znajomości, by rok 2015 był lepszy niż ten, spełnienia marzeń i
wszystkiego co najlepsze skarby :*


niedziela, 21 grudnia 2014

Angelic - W poszukiwaniu nieba

Chciałam was zaprosić na nowego bloga, będzie to fanfiction z Zayn'em Malik i Josephin Styles. Mam nadzieje, że tam zajrzycie i zostawicie jakiś komentarz :))) a teraz do rzeczy...



To nie będzie zwykła miłość.
Bo to ona nauczy go jak żyć... Zmieni go całego.
"Skarbie pomóż mi odnaleźć moje niebo"
Była dla niego kimś więcej niż tylko człowiekiem, była jego aniołem.
Więc decyduj....
Masz tylko jedną szansę na szczęśliwe zakończenie.

Czasami trzeba przejść przez piekło, aby znaleźć swoje niebo.