~dwa tygodnie wcześniej~
Wieczór w domu naszych "nowych" sąsiadów okazał się być milszy niż mogłabym przypuszczać. Justin był wyjątkowo spokojny i dobrze bawił się opowiadając Tucker'owi o naszych przygodach podczas zwiedzania państw, w których mieliśmy szansę się znaleźć dzięki jego pracy.
Kochałam go w takim stanie. Chłopięcy uśmiech i ten błysk w oku gdy mówił o mnie. Najwspanialszą rzeczą na świecie było słuchanie jak mówi, a każde jego słowo było przepełnione miłością do mojej osoby. Do końca życia będę dziękować bogu za to, że postawił na mojej drodze tego anioła.
- Nad czym myślisz Ness?
- Nad tym jak bardzo cię kocham.
*
Nasz nowy dom był ucieczką od starych problemów i miejscem zebrania tych nowych. Lecz dopóki mieliśmy siebie mieliśmy wszystko. Ale czy byliśmy gotowi na to?
Siedziałam z założonymi rękami na łóżku wlepiając wzrok w mały biały prostokącik leżący na szafce nocnej.
- Błagam tylko nie dwie kreski, jeszcze nie teraz.
Chciało mi się krzyczeć, płakać, a najchętniej to w geście rozpaczy wyjadłabym całe jedzenie z lodówki. Co na prawdę nie było dobrą oznaką.
- Kurwa - wyszeptałam gdy zauważyłam, że trzeci test ciążowy jaki zrobiłam wyszedł pozytywny.
Dotknęłam dłonią brzucha i skrzywiłam się na samą myśl, że wyrośnie tam nowe życie. Nie z powodu braku chęci posiadania dziecka, o nie... tylko to nie jest dobry czas. Louis od jakiegoś czasu wysyła mi pogruszki sms'ami. Nie zna naszego adresu ale na jak długo nas to ochroni? Boję się o małego bąbelka w moim brzuchu... nie chcę okazać się być gównianą mamą.
Moje przemyślenia przerwał dźwięk zamykanych drzwi. Justin musiał wrócić z zakupów...
- Kochanie nie było czekoladowych lodów więc wziąłem truskawkowe i waniliowe, bo nie wiedziałem na jakie będziesz miała ochotę - stanął w drzwiach sypialni, a mi zabrakło słów gdy zawsze mam ich aż za wiele - co się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.
- Ja...
- Ness nie czytam w myślach, proszę powiedz co się dzieje.
- Jestem w ciąży...
Szeroko otworzył usta i czym prędzej podbiegł do mnie. Ukląkł przede mną i chwycił moją twarz w dłonie.
- Przecież to wspaniale - wyszeptał gładząc mój policzek.
- Wcale nie Justin to nie jest czas na pieluchy, papki z marchewki i grzechotki. Jaką mogę byc mamą jeśli nie będę w stanie ochronić tej fasolki przed całym złem?
- Jesteś najwspanialszą osobą jaką znam. Jesteś silna, mądra i potrafisz rozwiązać większość problemów. Żadne dziecko nie będzie miało tak wspaniałej mamy jak nasze.
- A jeśli coś się stanie? - zaczęłam płakać - Jeśli Louis zrobi ci krzywdę? Nie poradzę sobie bez ciebie.
- Nie martw się, musiał by się bardzo postarać żeby oderwać mnie od mojej rodziny.
Wtuliłam się w niego wciąż cicho szlochając, gdy już się trochę uspokoiłam poczułam jak Justin głaszcze mnie po brzuchu i cicho do niego szepcze : zaopiekuję się wami. Po czym najzwyczajniej w świecie zasnęłam.
Obudził mnie głos mojego narzeczonego.
- Mamo nie płacz.. Nic się nie stało.. Nie jestem martwy nie ważne co ci powiedzieli, chciałem cię przeprosić, że uciekłem kiedy mnie potrzebowaliście. Teraz rozumiem, że to co zrobiłem było złe, chciałbym móc ci to wynagrodzić i przedstawić bardzo ważną dla mnie osobę.. Chcesz przyjechać? Oczywiście zaraz podam ci adres... mogłabyś zabrać ze sobą dzieciaki? Tak mamo wiem, że już są duzi.. Minęło tyle czasu. Więc do rana.
Szybko zamknęłam z powrotem oczy udając, że śpię. Łóżko ponownie się ugięło i po chwili otuliły mnie silne ręce i po chwili znowu pogrążył mnie sen.
Tym razem spałam spokojniej, obudziło mnie dopiero światło dnia, które wdarło się przez okno. Wstałam powoli delikatnie dotykając brzucha:
- Dzień dobry bąbelku.
Wzięłam do ręki jeansy, białą koszulę oraz srebrne baleriny, które przywiozłam z Paryż'a gdy byliśmy tam ostatni raz.
Kiedy już się wyszykowałam zeszłam na dół napotykając tam kobietę o brązowych włosach i ciemnych oczach, oprócz niej stał tam Justin i dwójka nastolatków. Obydwoje mieli bardzo jasne włosy i prawie czarne oczy.
- Nie spodziewałam się, że będziemy mieli gości - powiedziałam przypominając sobie nocną rozmowę mojego narzeczonego, która jednak nie była snem tak jak przypuszczałam.
- Ness poznaj moją mamę i rodzeństwo. Ann i Isaac - tym razem wskazał na mnie ręką - A to moja przyszła żona Vanessa.
Podeszłam do nich bliżej uśmiechając się. Justin objął mnie ręką i pocałował w czoło.
- A tu - wskazał palcem na mój brzuch - jest moje dziecko.
- O mój boże... - wyszeptała mama Justina prawie płacząc. Podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła - Dziękuję, sprowadziłaś moje dziecko z powrotem do mnie i dałaś mu szansę na własną rodzinę. Nigdy nie będę w stanie ci się odwdzięczyć.
- Pani syn to wspaniały mężczyzna - wyszeptałam - bardzo go kocham.
Brunetka uśmiechnęła się do mnie szeroko, po czym ponownie mnie uściskała gratulując zajścia w ciąż, co nadal było dla mnie nie małym szokiem.
- Może zostaniecie na obiad? Mogę przygotować większe porcję. Jestem pewna, że moi przyjaciele również będą bardzo chcieli was poznać.
- Z chęcią, nie wiemy jednak ile będziemy mogli zostać. Mamy sporą drogę powrotną.
- Mamo.. Nie chcielibyście zostać parę dni? Mamy dodatkowe sypialnie i jutro będę jechał po garnitur, potrzebuję małej pomocy w kwestii ubioru.
- Co wy na to dzieciaki? - zapytała, a oni tylko pokiwali głowami na znak, że się zgadzają.
- Skoro ty i twoja mama macie już na jutro plany, to Ann i Isaac co powiecie na to żeby pojechać jutro ze mną na wielkie zakupy? - spytałam z nadzieją - Potrzebujemy jeszcze paru mebli i dekoracji do domu, a coś mi się wydaje, że macie wspaniały gust.
- A pojedziemy do galerii? Wczoraj wyszła nowa gra i chciałbym ją zobaczyć?
- Isaac nie mamy tyle pieniędzy przy sobie - powiedziała brunetka patrząc przepraszająco na syna. Ten zrobił smutną minę i było widać, że zniechęcił się do wyjazdu. Nachyliłam się do niego, szepcząc mu na ucho: Nie martw się, myślę, że mój budżet na dekoracje nie ucierpi znacznie jeśli kupimy tą grę.
Blondyn uśmiechnął się w moją stronę i nawet nie potrafię określić słowami jak bardzo jest w tym momencie podobny do swojego starszego brata. Jednak jego siostra nie wyglądała na przekonaną.
- Też masz jakieś specjalne życzenia?
- Nie, mam wszystko czego potrzebuję - odpowiedziała nieufnie.
- Za dwa dni wybieram się z moimi przyjaciółkami po suknie dla druhen. A skoro twój brat w końcu odważył się do was zadzwonić może chciałabyś też nią zostać... oczywiście nie naciskam, to tylko propozycja.
- Na prawdę? - spytała - Chcesz żebym była twoją druhną?
Zerknęłam na Justina, który patrzył się na mnie z miłością i uwielbieniem. Wiedziałam, że zależy mu na tym żebyśmy się dogadali i miałam zamiar to zrobić.
- Oczywiście Ann, będziemy rodziną.
- Nie wolisz na to miejsce kogoś ze swojej rodziny?
I nagle coś pękło, uśmiech zszedł z mojej twarzy, a oczy zaszły mgłą. Ja już nie mam rodziny... Rodzice nie zobaczą jak wychodzę za mąż, a Josh nigdy nie zaprowadzi mnie do ołtarza. Spojrzałam błagająca na Justina, a on momentalnie zjawił się przy moim boku.
- Ness już nie ma nikogo malutka, teraz my musimy być dla niej rodziną. Ty, Isaac, Mama, ja i bąbelek.
- Przepraszam, nie chciałam żebyś byłą smutna - powiedziała patrząc na czubki butów.
- Nie przejmuj się, będę zaszczycona jeśli zostaniesz moją druhną.
- Ja też będę bardzo szczęśliwa z tego powodu - wymamrotała przytulając się do mnie.
Po naszej rozmowie, obiedzie, który przeciągnął się do samego wieczora mogłam patrzeć na moją małą wspaniałą rodzinę. Rodzeństwo Justina to wspaniali młodzi ludzie, było po nich widać, że cieszą się z powrotu brata. Tak jak i on. Jego mama była przemiłą kobietą, która doświadczyła w życiu wiele złego, jednak była waleczna. Już teraz wiem po kim Juju to ma. Nasz dzień przebiegał idealnie do momentu, w którym kolejna wiadomość od Louis'a nie przywróciła mnie do rzeczywistości.
- Przecież to wspaniale - wyszeptał gładząc mój policzek.
- Wcale nie Justin to nie jest czas na pieluchy, papki z marchewki i grzechotki. Jaką mogę byc mamą jeśli nie będę w stanie ochronić tej fasolki przed całym złem?
- Jesteś najwspanialszą osobą jaką znam. Jesteś silna, mądra i potrafisz rozwiązać większość problemów. Żadne dziecko nie będzie miało tak wspaniałej mamy jak nasze.
- A jeśli coś się stanie? - zaczęłam płakać - Jeśli Louis zrobi ci krzywdę? Nie poradzę sobie bez ciebie.
- Nie martw się, musiał by się bardzo postarać żeby oderwać mnie od mojej rodziny.
Wtuliłam się w niego wciąż cicho szlochając, gdy już się trochę uspokoiłam poczułam jak Justin głaszcze mnie po brzuchu i cicho do niego szepcze : zaopiekuję się wami. Po czym najzwyczajniej w świecie zasnęłam.
Obudził mnie głos mojego narzeczonego.
- Mamo nie płacz.. Nic się nie stało.. Nie jestem martwy nie ważne co ci powiedzieli, chciałem cię przeprosić, że uciekłem kiedy mnie potrzebowaliście. Teraz rozumiem, że to co zrobiłem było złe, chciałbym móc ci to wynagrodzić i przedstawić bardzo ważną dla mnie osobę.. Chcesz przyjechać? Oczywiście zaraz podam ci adres... mogłabyś zabrać ze sobą dzieciaki? Tak mamo wiem, że już są duzi.. Minęło tyle czasu. Więc do rana.
Szybko zamknęłam z powrotem oczy udając, że śpię. Łóżko ponownie się ugięło i po chwili otuliły mnie silne ręce i po chwili znowu pogrążył mnie sen.
Tym razem spałam spokojniej, obudziło mnie dopiero światło dnia, które wdarło się przez okno. Wstałam powoli delikatnie dotykając brzucha:
- Dzień dobry bąbelku.
Wzięłam do ręki jeansy, białą koszulę oraz srebrne baleriny, które przywiozłam z Paryż'a gdy byliśmy tam ostatni raz.
Kiedy już się wyszykowałam zeszłam na dół napotykając tam kobietę o brązowych włosach i ciemnych oczach, oprócz niej stał tam Justin i dwójka nastolatków. Obydwoje mieli bardzo jasne włosy i prawie czarne oczy.
- Nie spodziewałam się, że będziemy mieli gości - powiedziałam przypominając sobie nocną rozmowę mojego narzeczonego, która jednak nie była snem tak jak przypuszczałam.
- Ness poznaj moją mamę i rodzeństwo. Ann i Isaac - tym razem wskazał na mnie ręką - A to moja przyszła żona Vanessa.
Podeszłam do nich bliżej uśmiechając się. Justin objął mnie ręką i pocałował w czoło.
- A tu - wskazał palcem na mój brzuch - jest moje dziecko.
- O mój boże... - wyszeptała mama Justina prawie płacząc. Podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła - Dziękuję, sprowadziłaś moje dziecko z powrotem do mnie i dałaś mu szansę na własną rodzinę. Nigdy nie będę w stanie ci się odwdzięczyć.
- Pani syn to wspaniały mężczyzna - wyszeptałam - bardzo go kocham.
Brunetka uśmiechnęła się do mnie szeroko, po czym ponownie mnie uściskała gratulując zajścia w ciąż, co nadal było dla mnie nie małym szokiem.
- Może zostaniecie na obiad? Mogę przygotować większe porcję. Jestem pewna, że moi przyjaciele również będą bardzo chcieli was poznać.
- Z chęcią, nie wiemy jednak ile będziemy mogli zostać. Mamy sporą drogę powrotną.
- Mamo.. Nie chcielibyście zostać parę dni? Mamy dodatkowe sypialnie i jutro będę jechał po garnitur, potrzebuję małej pomocy w kwestii ubioru.
- Co wy na to dzieciaki? - zapytała, a oni tylko pokiwali głowami na znak, że się zgadzają.
- Skoro ty i twoja mama macie już na jutro plany, to Ann i Isaac co powiecie na to żeby pojechać jutro ze mną na wielkie zakupy? - spytałam z nadzieją - Potrzebujemy jeszcze paru mebli i dekoracji do domu, a coś mi się wydaje, że macie wspaniały gust.
- A pojedziemy do galerii? Wczoraj wyszła nowa gra i chciałbym ją zobaczyć?
- Isaac nie mamy tyle pieniędzy przy sobie - powiedziała brunetka patrząc przepraszająco na syna. Ten zrobił smutną minę i było widać, że zniechęcił się do wyjazdu. Nachyliłam się do niego, szepcząc mu na ucho: Nie martw się, myślę, że mój budżet na dekoracje nie ucierpi znacznie jeśli kupimy tą grę.
Blondyn uśmiechnął się w moją stronę i nawet nie potrafię określić słowami jak bardzo jest w tym momencie podobny do swojego starszego brata. Jednak jego siostra nie wyglądała na przekonaną.
- Też masz jakieś specjalne życzenia?
- Nie, mam wszystko czego potrzebuję - odpowiedziała nieufnie.
- Za dwa dni wybieram się z moimi przyjaciółkami po suknie dla druhen. A skoro twój brat w końcu odważył się do was zadzwonić może chciałabyś też nią zostać... oczywiście nie naciskam, to tylko propozycja.
- Na prawdę? - spytała - Chcesz żebym była twoją druhną?
Zerknęłam na Justina, który patrzył się na mnie z miłością i uwielbieniem. Wiedziałam, że zależy mu na tym żebyśmy się dogadali i miałam zamiar to zrobić.
- Oczywiście Ann, będziemy rodziną.
- Nie wolisz na to miejsce kogoś ze swojej rodziny?
I nagle coś pękło, uśmiech zszedł z mojej twarzy, a oczy zaszły mgłą. Ja już nie mam rodziny... Rodzice nie zobaczą jak wychodzę za mąż, a Josh nigdy nie zaprowadzi mnie do ołtarza. Spojrzałam błagająca na Justina, a on momentalnie zjawił się przy moim boku.
- Ness już nie ma nikogo malutka, teraz my musimy być dla niej rodziną. Ty, Isaac, Mama, ja i bąbelek.
- Przepraszam, nie chciałam żebyś byłą smutna - powiedziała patrząc na czubki butów.
- Nie przejmuj się, będę zaszczycona jeśli zostaniesz moją druhną.
- Ja też będę bardzo szczęśliwa z tego powodu - wymamrotała przytulając się do mnie.
Po naszej rozmowie, obiedzie, który przeciągnął się do samego wieczora mogłam patrzeć na moją małą wspaniałą rodzinę. Rodzeństwo Justina to wspaniali młodzi ludzie, było po nich widać, że cieszą się z powrotu brata. Tak jak i on. Jego mama była przemiłą kobietą, która doświadczyła w życiu wiele złego, jednak była waleczna. Już teraz wiem po kim Juju to ma. Nasz dzień przebiegał idealnie do momentu, w którym kolejna wiadomość od Louis'a nie przywróciła mnie do rzeczywistości.
"Jeszcze po ciebie przyjdę, obiecuję - Louis"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz