- I jak ci się podoba nasz nowy dom? - spytałam mając nadzieję, że mój narzeczony się w końcu do mnie odezwie.
Od ponad godziny milczy i wpatruje się w ścianę jakbym zrobiła coś niewiadomo jak złego. Usiadłam obok niego i położyłam rękę na jego ramieniu. o przyznaję trochę przegięłam, mogłam mu powiedzieć ale i tak by się nie zgodził, a tutaj chodzi o jego bezpieczeństwo. Co niby miałam zrobić?
Niall się postarał. Kupili dwa domy na obrzeżach miasta, jeden dla mnie i Justina, a w drugim mieszka Tuck, Em, Zayn i Liv. Huf wprowadził się tylko i wyłącznie dlatego żeby mieć na mnie oko i zapewnić bezpieczeństwo Olivi, która od ostatniego czasu dostaje pogróżki.
Nachyliłam się nad uchem bruneta i delikatnie przegryzłam jego płatek.
- Nie złość się... teraz będziemy mogli być tylko sami - szeptałam kreśląc kółka na jego karku.
- Mogłaś mnie uprzedzić.
- Wtedy niebyło by niespodzianki.
- Skąd wzięłaś na to pieniądze?
- Miałam oszczędności, szykowałam to od dawna - Ness... zawodowy kłamco - a skoro Tucker i Emily już z nami nie mieszkają możemy robić co nam się chce.
- Wszystko czego chcemy? - spytał unosząc jedną brew.
- Mhm - wymruczałam przyciskając swoje usta do jego obojczyka - wszędzie gdzie będziemy chcieć.
- Przekonałaś mnie.
Powiedział po czym okręcił mnie tak, że leżałam pod nim, a jego usta już swobodnie mogły złączyć się z moimi.
~ Louis~
Stałem już od paru godzin pod domem Vanessa'y i muszę przyznać, że nieźle mnie oszukali. Ten mały aniołek już nie raz pokazał rogi ale teraz mogę szczerze powiedzieć, że poszła na całość. Przeprowadzka... całkiem dobry pomysł ale czy łudziła się, że ich nie znajdę? Niall na pewno coś wie i jeśli go przycisnę będzie śpiewał jak kanarek. Uśmiechnąłem się pod nosem i napisałem do niej wiadomość. Odłożyłem na boczne siedzenie telefon i wciskając gaz do dechy, odjechałem stamtąd z piskiem opon.
Wróciłem do swojego nowego mieszkania wpatrując się na ścianę, na której widniały wszystkie miejsca, w które najczęściej chodzi. Kawiarnia, biblioteka, sklep obok jubilera, w którym kupiłem jej pierścionek i jej ulubione miejsce... park naprzeciwko mojego mieszkania. Przypadek? Nie wydaje mi się. Mój plan jest zbyt doskonały.
Pamiętam jak Niall powiedział mi, że już nie jestem ich Louis'em ale kto by był? Przeszedłem w życiu przez różne gówna ale więzienie okazało się prawdziwym piekłem. Nadal zastanawiam się co by było gdyby to on wygrał ten wyścig, a nie ja. Może nadal byłbym z Vanessą, a to pieprzony Bieber siedział by w pudle. Mogło potoczyć się tak jak chciałem lecz coś nawaliło i z dnia na dzień jestem coraz bardziej pewny, że tym czymś byłem ja. I choć czuję się jak psychicznie chory człowiek, niemały agresor i jeszcze większy dupek chciałbym móc porozmawiać z moją narzeczoną... byłą narzeczoną. Pragnę jej wszystko wyjaśnić i już nawet nie wiem na co liczę. Chcę by znów była moja i zrobię wszystko by to osiągnąć.
~Justin~
O boże... ale ta dziewczyna mnie rozpala. Leżeliśmy w naszej nowej sypialni i muszę przyznać, że świadomość tego, że nikt nie wpakuje nam sie znienacka do pokoju jest niesamowicie przyjemna. Ucałowałem jej dłoń i nagle cała złość jaką dzisiaj czułem nagle znikła. Przyznaję fakt, że zapomniała mi powiedzieć, że się przeprowadzamy był nie małym szokiem ale to, że będziemy nareszcie mieszkać sami był jeszcze większym zdziwieniem. Trochę się tego obawiam, bo jeszcze nigdy nie było nam dane mieszkać sam na sam przez dłuższy okres czasu ale przecież jestem Justin Bieber. Nie takie rzeczy już robiłem.
- Rozumiem, że już się na mnie nie gniewasz.
- Jeśli mój gniew oznacza kolejny szybki numerek to jestem okropnie zły - powiedziałem poważnym głosem, a dziewczyna tylko się zaśmiała.
- Panie Bieber, czy pan się aby nie zapędza z prośbami?
- To nie jest prośba kochanie - nachyliłem się w jej stronę delikatnie całując ją w usta.
- Uwielbiam gdy jesteś taki stanowczy.
Jej uśmiech był zaraźliwy i po raz kolejny tego dnia nie mogłem się powstrzymać przed rzuceniem się na nią.
Mimo tego, że nasze wcześniejsze zajęcie strasznie mi się podobało nadszedł czas na rozpakowanie do końca naszych rzeczy. Przeniosłem wszystkie swoje dokumenty, kontrakty i inne papiery do swojego nowego gabinetu, który jak sądzę urządziła Ness. Na środku pomieszczenia stało duże biurko z stojącą na nim lampką i ramką ze zdjęciem, które zostało zrobione chyba rok temu. Widniała na nim moja uśmiechnięta od ucha do ucha narzeczona i ja. Wtedy jeszcze jako tylko jej przyjaciel. Ciemne ściany były pokryte czarnobiałymi fotografiami. Uwielbiam patrzeć na nasze wspólne zdjęcia i ten pomysł od razu mi się spodobał ale i tak najlepszy w tym pokoju jest napis na ścianie "Byś zawsze pamiętał, że masz do kogo wracać". Postarała się tym razem, z resztą co ja gadam. Ona zawsze się stara tysiąc razy bardziej niż inni. Już taka jest.
- Justin! Możesz pomóc mi z tymi pudłami?
- Już biegnę kochanie.
Szybkim krokiem zszedłem po schodach i zabrałem od brunetki dwa ciężkie pudła.
- Gdzie to zanieść?
- Do mojej nowej biblioteczki.
- Znowu wykupiłaś połowę księgarni? - zapytałem śmiejąc się pod nosem.
- Może...
Pokiwałem z niedowierzaniem głową, po czym ruszyłem w stronę pokoju, który znajdował się zaraz obok naszej sypialni. Postawiłem tam kartony i poustawiałem na regałach książki. Ta dziewczyna ma ich już chyba z 300 i nadal je kupuję ale to jeszcze nic dziwnego. Bo największym zaskoczeniem jest to, że wszystkie są przeczytane. Znajdują się tu pierwsze wydania, nowe biografie, masa romansów, dział specjalnie poświęcony fantastyce. Odwróciłem się do tyłu zauważając Ness z nowymi pudłami. Nie rozumiem tego zamiłowania do książek ale gdy patrzę na nasz podjazd, na którym stoi pięć samochodów zaczynam powoli rozumieć. Oczywiście moich cudownych samochodów byłoby o wiele więcej gdyby nie fakt, ze już nie mam gdzie nimi parkować.
- Tak w ogóle to co to za pokój na końcu korytarza?
- Emm.. na razie to schowek ale potem - powiedziała drapiąc się po głowie - może jak go zobaczysz to sam się domyślisz.
Chwyciła mnie za rękę i razem powędrowaliśmy do nieznanego mi pomieszczenia, dziewczyna otworzyła przede mną drzwi dzięki czemu ujrzałem niebieskie ściany z namolowanymi samochodami, puszysty dywan i wielkiego misia w kącie. Pokój dziecięcym? ale po co... cholera.
- Czy masz mi coś do powiedzenia? - zapytałem unosząc jedną brew.
- Broń boże, to nawet nie był mój pomysł. Po prostu Emily i Tucker zrobili sobie z nas mały żart i powiedzieli, że to pierwsza część naszego ślubnego prezentu.
Poczułem się trochę zawiedziony. Nie chodzi o to, że jakoś strasznie chcę mieć synka albo córeczkę ale gdyby Vanessa była w ciąży pewnie byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Tylko czy byłbym na to gotowy?
- To miłe z ich strony - powiedziałem żeby uspokoić dziewczynę, która stała podenerwowana wyczekując na moją reakcję.
- Myślałam, że się przestraszysz.
- Niby czego? I tak mam zamiar spędzić z tobą całe życie, dziecko niczego by nie zmieniło. W pierwszej chwili gdy zobaczyłem ten pokój byłem w szoku ale potem zacząłem się cieszyć, no przynajmniej dopóki nie powiedziałaś, że to tylko prezent.
- Czyżby mężczyzna mojego życia chciał założyć prawdziwa rodzinę?
- Z panią to mógłbym nawet lecieć w kosmos.
Objąłem ją ramionami całując ją w nos. Oparłem swoje czoło o jej i bezczelnie wpatrywałem się w jej oczy gdy jej policzki płonęły żywym ogniem. Kocham gdy się rumieni.
- Dostaliśmy zaproszenie na kolację od naszych sąsiadów.
- Em nauczyła się gotować? - zapytałem zdziwiony, nadal czując w ustach okropny smak jej "popisowej" zupy z warzywami.
- Tym razem to Olivia przyrządza kolacje. Chce nam podziękować za to, że zgodziliśmy się na to, by mieszkali obok nas.
- Czyli miałaś w tej kwestii coś do powiedzenia?
- Dom Tuck'a i Emily jest większy więc wiedziałam, że nie będą chcieli w nim mieszkać sami, a powoli miałam dość Tuckera wchodzącego do naszego pokoju gdy zaczynało się robić ciekawie więc zaproponowałam wspólne mieszkanie Niall'owi ale odmówił. W między czasie Em wygadała się Liv i zadzwoniły do mnie pytając się o zgodę. Nie miałam serca odmówić zwłaszcza gdy wzięłam pod uwagę to, że Zayn jest w ciężkiej sytuacji i to, że zaoferował nam swoją pomoc gdyby Louis się pojawił.
- Nie potrzebuję niczyjej pomocy by cię ochronić.
- Wiem ale to ja potrzebuję pomocy by chronić Ciebie.
- Ładnie to wymyśliłaś, wciąż mnie zadziwiasz.
- Ale to jeszcze nie koniec niespodzianek... Bo stwierdziłam, że jeśli bierzemy ślub w Bradford można by było zaprosić trochę więcej osób.
- Czyli ile? - zapytałem wzdychając
- Troszeczkę ponad sześćdziesiąt.
- To nie tak dużo.
- I nie wiem jak wygląda twoja rodzina więc ich nie liczyłam.
- Nie będziemy ich zapraszać.
- Justin.
- Nie i koniec! - krzyknąłem - oni nie mają syna już od prawie piętnastu lat.
- Jak chcesz! Spokojnie, nie będę cię do niczego zmuszała - powiedziała unosząc ręce w geście poddania się.
Odwróciła się na pięcie i tyle ją widziałem. Nie myśląc nad niczym pobiegłem za nią i chwytając ją za rękę zmusiłem ją do tego by na mnie spojrzała.
- Ty, Tucker i Emily jesteście moją rodziną. Nie wracajmy do przeszłości. Teraz liczysz się tylko ty. Zawsze tylko ty.
***
jeśli podoba wam się nowy rozdział zostawcie komentarz.
Więc...
czytasz = komentujesz
Liczę na jakiś odzew z waszej strony i przepraszam za tak długą przerwę :)