wtorek, 4 listopada 2014

Chapter 6 - Zaopiekuję się tobą

Delikatnie kreśliłam kółka na torsie chłopaka domagając się jakiejś uwagi z jego strony niestety nadal był pogrążony we śnie. Mimo wczorajszego najścia mojego byłego narzeczonego były to jedne z lepszych urodzin jakie kiedykolwiek miałam. Zaczęłam powoli całować każde jego żebro co jakiś czas zerkając na jego reakcje.
- Boże Ness... uwielbiam kiedy tak mnie budzisz - mruknął obracając się w moją stronę.
- Co dzisiaj będziemy robić? - spytałam siadając na nim okrakiem.
- Jeśli nie zmienisz pozy to... sama możesz się domyśleć. 
Z zaczerwienionymi polikami znów położyłam się obok niego tym razem tylko go przytulając. Chłopak cmoknął mnie w czoło, a ja uśmiechnęłam się pokazując szereg zębów.
- Chcę zrezygnować z studiów - mruknęłam nakrywając się kocem.
- Dlaczego? Przecież tak bardzo ci na nich zależało.
Podniosłam na niego wzrok zauważając, że jest zły... No Vanessa powiedz mu w końcu co cię męczy. Zamiast zebrać w sobie odwagę i wygadać mu wszystko wstałam z łóżka i szybko pobiegłam do łazienki, zamykając się w niej. Usłyszałam za sobą wołanie i głośne kroki już po chwili siedziałam przyparta do drzwi plecami, a za drewnianą powłoką znajdował się mój chłopak.
- Ness otwórz kochanie... powiedz o co chodzi.
- Nie mogę - krzyknęłam.
- Skarbie proszę... nie odchodź ode mnie. Wiem, że czasami jestem nie do zniesienia ale przejdziemy przez to razem.
- O czym ty mówisz? - wyszeptałam uchylając drzwi - Nie mogę wrócić na uczelnie, bo chcę spędzać z tobą więcej czasu... chcę móc jeździć z tobą po całym świecie kiedy ty będziesz załatwiał swoje interesy... chcę być ciągle przy tobie ale boje się, że ty już tego nie chcesz. Podsłuchałam jak mówisz Brad'owi, że jestem twoim utrapieniem i że czasami masz ochotę rzucić to wszystko i gdzieś uciec.
- Boże Vanessa! - krzyknął, a ja podskoczyłam kiedy gwałtownie złapał mnie za ramiona - Słuchaj uważnie. Powiedziałem, że moim utrapieniem jest odległość, bo nie cierpię gdy jesteś daleko i czasami mam ochotę rzucić swoją pracę i uciec z tobą najlepiej na drugi koniec świata.
Zabrakło mi słów... Znowu źle go oceniłam. Ale to na prawdę nie jest moja wina.. po prostu wydaje mi się, że nie zasługuję na kogoś takiego. Że moją granicą szczęścia był Louis i jego nagłe wybuchy złości, a teraz nagle okazuje się, że to był dopiero początek mojej przygody. Nie mam granic. Nie przy Justin'ie... 
Chwyciłam jego twarz w dłonie. Oboje siedzieliśmy na podłodze, on w samych bokserkach, a ja w jego bluzce i za szerokich spodenkach. Miałam łzy w oczach i było mi cholernie zimno ale teraz to nie było ważne. Patrzyłam wprost w jego brązowe tęczówki i czułam jak moje usta wyginają się w uśmiechu kiedy zdałam sobie sprawę z tego co chcę teraz zrobić.
- Te zaręczyny nadal są aktualne? - wyszeptałam pocierając kciukiem o jego zarost.
- Pytasz się poważnie? - zapytał zdziwiony.
Pokiwałam potwierdzająco głową, a on jak błyskawica pognał do pokoju, by po chwili wrócić z pierścionkiem. Klęknął przede mną na jedno kolano, a po moich policzkach strumieniem leciały łzy.
- Wyjdziesz za mnie?
Nie mogąc wydobyć z siebie ani jednego słowa pokiwałam ochoczo głową. Może to nie były najbardziej romantyczne i niespodziewane oświadczyny ale dla mnie były idealne. Justin wsunął na mój palec pierścionek po czym oderwał mnie od ziemi i jak opętany zaczął krzyczeć i biegać po całym domu.
- Będzie ślub!!!
Z pokoi wybiegli Tuck i Sally. Oni także zaczęli krzyczeć, a Tucker cały czas mówił o tym, że od razu wiedział, że tak będzie.

Kiedy wszyscy już w miarę się uspokoili... łącznie ze mną. Usiedliśmy w salonie przyglądając się ścianie, na której ostatnio zawiesiłam zdjęcia.
- Czyli chcecie założyć rodzinę, tak? - spytał Tuck, a my tylko przytaknęliśmy - Własny dom, dzieci... wszystko bez nas?
Wymamrotał smutnym głosem. Wstałam z kolan Justin'a i usiadłam obok mojego najlepszego przyjaciela. Chwyciłam go za ramię i uśmiechnęłam się szeroko.
- Mój najdroższy przyjacielu... tak dobrze to nie ma. Będziesz musiał się z nami męczyć jeszcze bardzo długo.
W zamian za moją wypowiedz dostałam najsłodszego i najdłuższego przytulasa jak dotąd w moim życiu. Już po chwili silne ręce mojego narzeczonego odrywały mnie od Tuckera, a ja tylko się śmiała w głos kiedy ten zamiast puścić przytulił się jeszcze mocniej.
- Tuck!!! Bo wylecisz stąd na zbity pysk. Radzę ci się od niej odsunąć, bo teraz jest moja!
- Ciągle jest twoja. Daj się pocieszyć człowiekowi - mruknął w moje włosy.
- Tucker... puść ją albo pożałujesz, że się urodziłeś - tym razem odezwała się Em na co brunet momentalnie się oderwał.
- Oczywiście kochanie.
Teraz to już pękałam ze śmiechu leżąc na puchatym dywanie. Łzy sączyły się po moich policzkach ale nie mogłam ich pohamować przez narastającą falę śmiechu. Juju podniósł mnie z ziemi, a ja na niego wskoczyłam dzięki czemu już po chwili byłam przerzucona przez jego ramie.
- A teraz pozwolicie, że ja i moja narzeczona oddalimy się, by poważnie porozmawiać.
Emily spojrzała na nas wzrokiem, który mógł oznaczać tylko jedno. To było spojrzenie z serii " a teraz dostaniesz za dotykanie mojego chłopaka". Chichocząc pod nosem pozwoliłam by Justin powędrował ze mną na plecach wprost do naszej sypialni. Postawił mnie przy łóżku, a ja od razu się na nie rzuciłam przykrywając puchatym kocem, który cały pachniał nim. Mmmm.
Brunet położył się obok mnie i razem w ciszy podziwialiśmy śnieżnobiały sufit co jakiś czas zerkając na siebie.
- Wiesz, że małżeństwo to nie jest już zabawa? - spytałam splatając nasze palce.
- Wiem... Ale damy sobie ze wszystkim razem, zaopiekuję się tobą.
- Nie wątpię. Tylko muszę ci coś powiedzieć... Nie mówiłam ci o tym nigdy.
- Ukrywasz przede mną jakieś ciekawe niuanse z życia? - zapytał machając zabawnie brwiami.
- Powiem ci kilka rzeczy, a raczej swoich nawyków, które są trochę... jakby to powiedzieć.
- Obleśne?
- Nie.
- Zboczone?
- Nie.
- Tylko nie mów, że kiedyś byłaś facetem.
- Justin! - krzyknęłam klepiąc go w ramie - Powiem ci o wszystkim teraz bo nie chcę byś kiedyś się rozczarował i mnie zostawił...
- Wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił ale jeśli ma cię to uspokoić to mów.
- Strasznie boje się myszy, lubię chodzić w twoim dresie kiedy cie nie ma, nie cierpię kiedy zostawiasz podniesioną deskę od sedesu, kiedy wyjeżdżasz jem strasznie dużo lodów... naprawdę jak jakiś potwór.
- To tyle? - spytał rozbawiony, pokiwałam potwierdzająco głową - A teraz mnie słuchaj uważnie. Mogłabyś mieć tysiące swoich głupich nawyków, lęków i upodobań ale to i tak nie zmienia faktu, że dla mnie jesteś pieprzonym ideałem od kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem. Kochanie.... dla mnie jesteś wszystkim tym co jest piękne na tym świecie. Jesteś mądra, utalentowana, niezawodna, pomocna i jedyna w swoim rodzaju. Wiesz co codziennie rano sprawdzam?
Pokiwałam przecząco głową, a on spojrzał prosto w moje oczy i tylko się uśmiechnął.
- Sprawdzam czy nadal jesteś obok, bo nie rozumiem tego jak taki anioł może być z kimś takim jak ja.
Łzy po raz kolejny tego dnia kapały z moich policzków mocząc przy tym pościel. Chłopak otarł słone krople i delikatnie pocałował każdy knykieć mojej dłoni.
- Kiedy w końcu pojmiesz to, że dla mnie jesteś idealna? - wyszeptał patrząc mi prosto w oczy.
- Wtedy... Kiedy ty zrozumiesz, że twoja przeszłość i to co zrobiłeś nie ma dla mnie znaczenia. Kiedy zrozumiesz, że moja miłość do ciebie jest silniejsza niż wszystko inne. Kiedy w końcu ty zaakceptujesz samego siebie tak jak zrobiłam to ja... Bo za kilka miesięcy lub trochę więcej mam zamiar przysiąść ci miłość aż do śmierci i spełnić tą obietnice.


***
Nowy rozdział...
Nawet już nie mam siły się tłumaczyć dlaczego tak długo.
Staram się jak mogę ale mam za mało czasu by wszystko ogarnąć.
Mam nadzieje, że ten rozdział wam się spodoba i napiszecie jakieś komentarze 
i dacie mi jakąś podpowiedź czego spodziewacie się w przyszłych rozdziałach.
jak zwykle:
3 komentarze = nowy rozdział
i jeszcze raz przepraszam... na prawdę nie mogłam szybciej.

3 komentarze: