czwartek, 7 sierpnia 2014

Chapter 4 - Wyjątkowy prezent

Moje urodziny... To dziś kończę dwadzieścia dwa lata. Strasznie się zestarzałam, ale i tak najlepsze w tym wszystkim jest to, że mój chłopak, którego kocham całą sobą akurat dzisiaj musiał jechać coś załatwić. Prawdziwy romantyk. Może chociaż Tuck i Emily ze mną posiedzą. Nałożyłam na siebie czarną bluzę Juju i jakieś bokserki, które znalazłam w jego szafce. O mój boże uwielbiam jego ubrania... Szybkim krokiem ruszyłam w kierunku salonu. Hmm nie ma tu nikogo. Kuchnia też pusta. Cały dom jest pusty.
- To chyba jakiś pierdolony żart!
Od kiedy Tucker powiedział Em, że mu się podoba stali się nierozłączni. Serio jeśli ja tak wyglądam kiedy Justin przyjeżdża to się postrzelę. Może zrobię chociaż coś pożytecznego i na reszcie posprzątam dom. Przez masę zajęć i uczelnie zapuściłam nasze gniazdko. Jako pierwsze pomieszczenie do całkowitego wysprzątania wybrałam moją sypialnie, w której wszystko jest porozrzucane na podłodze.... To będzie fantastyczny dzień.

Po wysprzątaniu większości domu, łącznie z ogrodem i pokojami Emily i Tucker'a postanowiłam powiesić na ścianie w salonie zdjęcia, które od paru miesięcy kurzą się w pudle. Niestety najgorszą częścią tego zadania będzie zejście do piwnicy... 
Poprawka do mieszkania wszystkich pająków. Już nie raz prosiłam Justin'a, by zrobił tam porządek ale za każdym razem upierał się, że nie ma serca ich zabijać. Powiedział facet, który ma przeszłość kryminalną. No błagam! Stał się przeze mnie jakimś uczuciowym tchórzem czy co? Chwyciłam do ręki latarkę i powoli przeskakiwałam po pojedynczych stopniach. Gdy znajdowałam się już na ostatnim stopniu jak strzała ruszyłam po pudło i z głośnym krzykiem wróciłam znowu na górę. Szybko zamknęłam drzwi od pomieszczenia i opierając się o nie odetchnęłam z ulgą. Już spokojniejsza ruszyłam w kierunku wielkiego pokoju na końcu korytarza. Pamiętam jak kupowałam ten dom razem z Justin'em, który pomagał mi w wyborze...
*
- Ten dom posiada pięć sypialni z osobnymi łazienkami, przestronną kuchnię z wchodzącym w skład wyposażeniem oraz wielki salon z kominkiem. Ogródek na tyłach domu jest przystosowany do biegających dzieci. Mam nadzieje, że wiedzą państwo o co chodzi, wysokie płoty, zero ostrych rzeczy w pobliżu, po prostu idealne miejsce dla malucha. Będą państwo zachwyceni tym domem. Jesteście już po ślubie?
Wpatrywałam się w wysoką kobietę o pożerającym wzroku. Wyglądało to tak jakby Justin był kawałkiem mięsa, a ona miała na niego ochotę zapolować.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi nawet nie planujemy ślubu - zaśmiałam się pod nosem widząc minę Juju.
Szturchnęłam go w ramie, a on lekko się uśmiechnął. Kobieta skanowała go wzrokiem, a on za wszelką cenę starał się przed nią schować. 
- Nie jestem pewna czy ten dom nie jest za duży jak dla mnie. Będę tu całkowicie sama - mruknęłam myśląc o moim dawnym domu, który zawsze był wypełniony po brzegi.
- Jeśli chcesz to mogę zamieszkać z tobą.
- Mówisz poważnie?
- Jasne... Przecież jesteśmy przyjaciółmi - wyszeptał, a ja po raz pierwszy od czasu śmierci Josh'a byłam na prawdę szczęśliwa.
*
Chwyciłam w ręce stare zdjęcia. Większość zrobionych z Justin'em z resztą nie ma się co dziwić od tamtego dnia, któremu nadaję miano najgorszego dnia w całym moim życiu byliśmy nierozłączni. Pomagał mi... Zrobił dla mnie tyle cudownych rzeczy, a ja nawet nigdy mu za to nie podziękowałam... Co ze mnie za dziewczyna? Nawet nie wiem jak mogła bym mu to wynagrodzić. Zaręczyny. Ale czy jestem gotowa na taki duży krok? Z nim nie chciałam się spieszyć ale znamy się już dobre trzy lata, od pół roku jesteśmy parą i znam go lepiej niż samą siebie. Czy to wystarczy?
W ręce wpadła mi fotografia zrobiona dwa lata temu. Wyjazd pod namiot z całą paczką. Ja, Tucker, Emily i mój anioł. Przetańczyliśmy całą noc, popijając tanie wino i jedząc upieczone pianki. Następny dzień spędziliśmy w domu odchorowując nocną imprezę. 
Zaśmiałam się pod nosem chwytając kolejną fotografię. Tym razem jestem na niej ja i Tuck w przebraniach. On jest wysoko postawioną księżniczką, a ja batman'em na tylnym planie dostrzegam Em, która płacze ze śmiechu łapiąc się za brzuch.
I kolejne zdjęcie... kolejny napływ wspomnień. Josh i Sally w niedźwiedzim uścisku, a obok jego auto. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku tym razem nie było to z powodu smutku. Kolejna fotografia. Ja i Juju całujący się podczas ogromnej ulewy. Pamiętam jakby to było wczoraj. Emily biegająca za nami z aparatem mówiąc o tym jacy jesteśmy słodcy.
Potem były inne... Wesołe miasteczko i basen z piłkami, skok ze spadochronem, ślub naszych znajomych, piknik z rodzicami Em, bal maskowy, grypa, która dopadła nas wszystkich więc leżeliśmy w salonie oglądając stare filmy, wysmarowana bitą śmietaną twarz Tucker'a, który leżał upity na trawniku, parę imprez, babski wieczór, zdjęcie na komisariacie po próbie wracania do domu w stanie upojenia... przynajmniej tak napisali nam na mandacie. 
Rozwieszony na ścianie sznurek idealnie nadawał się na nasz własny pokaz wspomnień. Przyczepiałam kolejno klamerkami zdjęcia do sznurka, śmiejąc się pod nosem z niektórych fotografii. Nie było miejsca na, niektóre zdjęcia i kiedy miałam zacząć zastanawiać się gdzie mam je zabrać usłyszałam dzwonek do drzwi. Byle to nie byli ci przeklęci sprzedawcy. Otworzyłam drzwi, a przed moimi oczami zobaczyłam ogromnego białego misia trzymającego w łapach średnie pudełko.
- Wszystkiego najlepszego!
Ten głos...
- Justin idioto! Nie widzę cię przez tego niedźwiedzia.
Chłopak odstawił go na bok, a ja od razu zatopiłam się w jego ramionach. Brunet oderwał mnie od ziemi okręcając dookoła tym razem uważając bym nie uderzyła w nic znajdującego się obok. Kiedy odstawił mnie na ziemię obdarowałam go słodkim pocałunkiem, w którego włożyłam swoją całą miłość do niego.
- Otworzysz prezent?
- Jasne ale najpierw ci coś pokażę.
Pociągnęłam go w kierunku salonu ukazując moje dzisiejsze dzieło.
- Ładnie, a teraz możesz otworzyć pudełko ode mnie? - spytał trochę nerwowy.
Człowieku... nie pośpieszaj mnie. Co może być, aż tak pilnego. Fuknęłam pod nosem podchodząc do miśka, którego nazwę Jose. Serio wygląda jak mój przyjaciel z podstawówki. Wielki i nadmiernie owłosiony. Wyjęłam z jego łap pudełko otwierając je. Był w niej zdobiony list i mała koperta.
Spojrzałam na swojego chłopaka, a on wzruszył tylko ramionami podchodząc bliżej.

'' Droga Vanesso
Napisałem ten list z obawy. Wiem, że moje życie jest złożone z niebezpieczeństw. Boję się, że pewnego dnia zabraknie mnie przy twoim boku. Chciałbym móc pokazać ci cały wszechświat. Znowu zatopić się w morzu gwiazd, które zostały umieszczone w twoich oczach. Nie jestem typem romantyka skarbie ale musisz wiedzieć, że jesteś największą miłością mojego życia. To w twoje ręce składam swój przyszły los, bo wiem, że bez ciebie nie będę tą samą osobą. Uratowałaś mnie przed samym sobą, a teraz chciałbym ci wynagrodzić wszystkie cierpienia, którym jestem współwinny. Otwórz kopertę, to wszystko co mam... 
Justin''

Szybkim ruchem rozerwałam kopertę wyjmując z niej obrazek serca... jego serca z dopiskiem ''teraz należy tylko do ciebie''. Z łzami w oczach odwróciłam się do Juju, by namiętnie go pocałować. Ujęłam jego twarz w dłonie, by móc przyciągnąć go jeszcze bardziej.
- Ja dla ciebie też mam prezent - wyszeptałam całując obydwa kąciki jego ust.
- Hmm...
- Ale dam ci go dopiero jutro - uśmiechnęłam się szeroko, a on tylko pokręcił głową.
- Skoro list i misiek ci się spodobał może teraz wyjdziemy po prawdziwy prezent?
- Jest coś jeszcze? - zapytałam zdziwiona.
Brunet ujął moją dłoń idąc w kierunku podjazdu, na którym stał odnowiony wóz mojego brata. Łzy zebrały się w moich oczach gdy zobaczyłam siedzącą w nim dziewczynę. Wyszła z samochodu. Jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, a ja od razu pobiegłam w jej kierunku. Brunetka przytuliła mnie tak mocno, że zaczęło brakować mi tchu.
- Twój jak widzę nowy chłopak znalazł mnie i poprosił o pomoc. Także jestem twój prezent! - wykrzyczała, a ja pogrążyłam się w szlochu.
Obok mnie od razu pojawił się Justin... jego obecność na prawdę pomaga.
- Tak bardzo tęskniłam....
- Ja też maluchu ale nie mogłam wrócić, to było za dużo. A potem byłam zajęta nową rodziną.
- Sally to ja byłam twoją rodziną.
- Wiem, a teraz cii skarbie, opowiem ci wszystko tylko przestań płakać.

***
Nowy rozdzialik :) Trochę trwało przez mój jakże niezawodny internet.
Prędkość wody w kiblu po prostu -.-
Ale w końcu mi się udało. Także tym razem trochę zmienię reguły:
4 komentarze = nowy rozdział 
Ciekawe co opowie Sally... Ułożyła sobie życie?
Przekonajcie się :)

4 komentarze: